Przy okazji ostatniego wpisu zapomniałam dodać, iż już na początku wyprawy dołączyła do nas O. vel E.S. - najbardziej zakręcona osoba pod Słońcem, bardziej zakręcona niż słoiki z dżemem na zimę, śmiejąca się ze wszystkich i z wszystkiego, a przede wszystkim sama z siebie - to się chwali! Żartom nie było więc końca. W takim humorze też dane było nam dotrzeć na zielony wysyp tuż przy Tamizie w cieniu potężnego London Eye.

Przy spokojnym, przerywanym śmiechem spożywaniu posiłku składającym się głównie z dań gotowych, bo przecież to jada 99% wyspiarzy, jeden moment został zakłócony przez pewną 'lady' usiłującą przywołać dziecko do porządku donośnym krzykiem, co od razu nie spodobało się dwóm nianiom zasiadającym w radzie naszego plemienia.

Przyszedł czas na przejście pod parlament i obowiązkową sesję przy czymś, co większość zwie Big Ben-em. Z pewnością zapiszemy się w historię tej części Londynu jako nieokiełznani fani XF, pozujący do zdjęć, pt. 'a teraz wszyscy robimy wielkiego X'. Wtedy też nastąpił najbardziej groźny moment wycieczki - quiz z wiedzy XF. Pytania były paskudnie trudne, dotyczyły tych odcinków, które chyba nawet jeszcze nie zostały (i niestety nie zostaną) nakręcone, padały cytaty i żądano natychmiastowej odpowiedzi 'gdzie powiedziała to Scully, gdzie powiedział to Mulder, kto powiedział to i to, w którym to było odcinku, w której minucie, w której scenie???' Powiało grozą, którą trzeba było przerwać jak najszybszym i największym śmiechem, więc ktoś wyrwał się w końcu i stwierdził: 'LET ME GOOGLE THAT' na co sam twórca Wielkiego Quizu spasował (najpierw jeszcze zdążyło się nam oberwać za kompletną ignorancję i niewiedzę z zakresu tak ważnej tematyki). Tym oto sposobem powstała idea stworzenia Wielkiej Księgi XF by M., z której w najbliższej przyszłości odbędzie się International X File Competition - obawiam się, iż sam twórca Chris Carter miałby problemy z odpowiedziami!!!
To trzeba przyznać - M. to niezastąpiony autorytet w sprawie XF.
Na sławetnym moście tuż przy BB aparat wdarł się w ręce I., która nagle zapałała ogromną chęcią pobycia fotografem, dzięki temu mamy niesamowite ujęcia naszych zwał - dzięki!
Niestety przyszedł czas pożegnać się z E.S. - obowiązki wzywały, góra prasowania, itd. My w slow motion udaliśmy się poprzez St James's Park pod sam Buckingham Palace (flaga na maszcie - Elizabeth w domu). Po drodze zastopowało nas parę szarych (!!!, w UK nie ma rudych!!!) wiewiórek i S. okazała się osobą świetnie znającą ich język.



Brak komentarzy:
Prześlij komentarz